Wyposażony w kasetowego "Marantza" dwadzieścia lat temu podążałem przez prowincjonalną Małopolskę i rozmawiałem z ludźmi. To była wielka przygoda i wielka lekcja pokory. Czasem radio coś kupiło, czasem taśmy trafiały do archiwum. Pokochałem radio i możliwości, jakie dawało. Pamiętam ostatnią wizytę Jana Pawła II w Polsce, spotkanie z księciem Karolem, ale pamiętam też zwykłe rozmowy, ze zwykłymi-niezwykłymi ludźmi. Tych było najwięcej. Dziś chciałbym wrócić do tych rozmów i do mikrofonu!
Radio podobało mi się bardzo, od zawsze. Moja radiowa kariera zaczęła się, jak to zwykle bywa, zupełnie przypadkiem. Jan Zieliński, naczelny "Nowin Andrychowskich", z którą to gazetą współpracowałem, wysłał mnie na spotkanie z dziennikarzami prasy lokalnej do Krakowa, do Radia Kraków. Przywitał nas prezes, pogadaliśmy, pooglądaliśmy, zjedliśmy obiad "U Romana", dostałem wizytówkę i wróciłem do domu. W nocy długo nie mogłem zasnąć... Zacząłem podsyłać informacje do newsroomu, bez antenowego efektu (chyba). Aż w końcu, przy użyciu słuchawkowego mikrofonu, nagrałem relację i wysłałem plik. Po kilku godzinach zadzwoniła do mnie szefowa newsroomu, której spodobał się mój głos, o coś mnie tam wypytywała i skierowała na praktykę do Tarnowa, do najlepszego wówczas reportera Radia Kraków - Mirka Biedronia. Wsiadłem w samochód i pojechałem do Tarnowa, posiedziałem w tarnowskim studiu RK kilka godzin, porozmawiałem z Mirkiem, odsłuchałem kilka archiwalnych nagrań, wróciłem do domu. A potem... przyszła powódź i nagle znalazłem się w samym centrum wydarzeń. Dostałem mikrofon, magnetofon, słuchawki, telefon, granatową, radiową kurtkę. Praca czasem po kilkanaście godzin dziennie dla Radia Kraków, Informacyjnej Agencji Radiowej, wejścia "na żywo" do radiowej "jedynki", "trójki". Pamiętam, że był to też czas pierwszego rozczarowania. Dopóki nie zasiadłem przed mikrofonem w studiu byłem przekonany, że w radiu pracuje się w półmroku. A tam wszędzie było jasno!
Przez kilka lat biegałem z mikrofonem po różnych zakątkach Małopolski jako reporter Radia Kraków. Przeważnie nagrywałem króciutkie materiały do radiowych serwisów informacyjnych ale zdarzało się, że redakcja zamawiała u mnie dłuższe nagrania. Nosiłem wówczas ze sobą dość duży jak na dzisiejsze warunki magnetofon kasetowy marki "Marantz". Piękny i niezawodny sprzęt (elektroniczny następca psuł się co kilka dni). Postanowiłem wówczas, że do każdego nagrania będę kupował nową taśmę i tak oto powstało moje archiwum, którym chciałem się z Wami podzielić. 6 minut gotowego reportażu to dziesiątki minut surowego nagrania na taśmie. To straszne ograniczenie. Wiele godzin cennych rozmów nie zostało wyemitowanych na antenie a przed zapomnieniem uratowało je moje pudło z taśmami. Wielu moich rozmówców już odeszło. Nagrania powstawały bowiem między 2001 a 2003 rokiem.
Na pudło z kasetami wpadłem przy okazji przedświątecznych porządków i zacząłem słuchać taśm. Po kilku minutach doszedłem do wniosku, że muszę się tymi nagraniami z kimś podzielić. Podzielę się także anegdotami związanymi z samym nagrywaniem. Niech to będzie też zadośćuczynienie, po latach, dla moich rozmówców, którzy rozmawiali ze mną i rozmawiali, a efekt antenowy często ich zaskakiwał.
To pierwszy powód powstania Podcastu Prowincjonalnego. Drugi powód to refleksja, która przyszła z czasem, że wielkie rzeczy dzieją się nie tylko w wielkich miastach i wielkich instytucjach, za wielkie pieniądze! Dzieją się wszędzie, trzeba się tylko rozejrzeć.
Po zakończeniu współpracy z Radiem Kraków trafiłem na jakiś czas do andrychowskiego samorządu. Byłem jednym z tych, którzy założyli i prowadzili przez kilka lat Radio Andrychów. Po odejściu z Andrychowa i rozpoczęciu trwającej do dziś przygody z Regionalnym Ośrodkiem Kultury Doliny Karpia w Zatorze, przez prawie dwa lata prowadziłem weekendowe poranki w Radiu Bielsko. Mój głos jakimś trafem dotarł na kopiec Kościuszki w Krakowie i na zakończenie mojej radiowej przygody znalazłem się na krótko w ekipie RMF Classic. Prowadziłem radiowy poranek, który w RMF Classic nazywał się "Śniadanie Mistrzów".
Z tęsknoty do radia i do rozmów z ludźmi, od czasu do czasu, w salonie Empik w krakowskiej Bonarce, spotykałem się i rozmawiałem z pisarzami, muzykami, blogerami. Pandemia koronawirusa brutalnie pozbawiła mnie i tej możliwości.
Dziś, dzięki nowoczesnej technice i możliwościom, jakie daje, trochę z tęsknoty za radiowym mikrofonem, trochę z sentymentu, wracam do pracy głosem. I mam przy okazji ogromną frajdę! Zapraszam na mój Podcast Prowincjonalny!
Łukasz Dziedzic